TOP 5 ułatwiaczy rodzicielstwa
Zacznę od tego, że dwa lata temu zakochałam się w położnej. Platonicznie i na bardzo krótko 🙂 Tak się składa, że rodziłam i byłam skrajnie daleka od tego, co widziałam w amerykańskich filmach. Właściwie to zaczęłam całkiem serio podejrzewać, że oto nadszedł mój koniec. Maligna. I wtedy pojawiła się ONA. Wyczerpany mózg spłatał mi figla, chemia zamieszała i włączył mi się tryb love. Ta kobieta nas uratowała! Jaka ja byłam wdzięczna! Jak ja ją za to uwielbiałam! Napisałam nawet nocą list pochwalny do jej przełożonego. Emocjonalne ze mnie stworzenie. I choć to ocalenie było najbardziej spektakularne, po nim nastąpiły kolejne. Od kiedy jestem mamą ratują mnie nawet zwykłe-niezwykłe przedmioty. I to o nich właśnie będzie ta historia 🙂 1. NOSIDŁO ERGONOMICZNE
Chciałam chustować. Przekonuje mnie to w 100%. Ale N. miała na to inny pomysł.
W chuście coś ją drażniło. Przypisałam winę naszym nieudolnym próbom przy tutorialu z YouTube: „A teraz przekręć….”, „Złap tutaj”….”Eeee coś nie tak”….”ŁEEEE!!!”…
Przebiłam się więc na drugą stronę miasta na zajęcia z… tańca z chustą (tak, można się teraz śmiać :P). Na miejscu profesjonalna instruktorka, uśmiechnięte mamy, zamotane dzieci. I gorąca salsa, do której mała N. zawzięcie akompaniowała swoim głośnym: ŁEEEE! Noszpierona. W połowie zajęć odpuściłam i uciekłam. Nawet z ulgą, coś nie moje klimaty. Wolę salsę na imprezie niż z małą N. grzejącą mój brzuch 🙂
Chusta trafiła na OLX, a zamiast niej (dzięki mojej drogiej przyjaciółce :*) pojawiło się w naszej rodzinie nosidło Tula.
Jest praktyczne. Szybkie do montażu. Bezpieczne (ergonomiczne!). Ładne. A przede wszystkim N. je uwielbia. Od tej pory Tula jest z nami praktycznie wszędzie.
Skok w bok: (Nie)mądrzy rodzice i (nie)głupie zasady, Górski weekend. Ratuje: – nasze ręce spuchnięte od noszenia małej – nasze kręgosłupy, dojechane od codziennego bujania – mnóstwo wyjść i wyjazdów – Tula działa na każdą rozpacz i pozwala zanieść dziecko po prostu wszędzie – przede wszystkim: nasze dziecko! Z jakiegoś magicznego powodu N. pokochała Tulę i NIGDY w niej nie płakała. Dla nas to istny cud 🙂
Do kupienia: BABY TULA. Są też oczywiście inne marki. Przy wyborze koniecznie trzeba zwrócić uwagę, żeby było nosidłem ergonomicznym, które pozwala zachować pozycję tzw. “żabki”. Na tzw. wisiadła nawet nie patrzcie.
Cena: 390-485 PLN, w zależności od modelu. Sporo, ale warto. Można oczywiście rozejrzeć się za nosidłem używanym.
2. KITCHEN HELPER
Gotowanie w ciągu dnia było dla mnie mission impossible. Pół biedy, gdy chodziło o mój głód – w ciąży stałam się zawodnikiem masy ciężkiej o wadze niemal 80 kg, więc zapas na czarną godzinę zdecydowanie miałam 🙂
Ale wiadomo, że półroczniak jeść chce i powinien. Marzyło mi się wspinać na kulinarne wyżyny, ale mała N. ściągała mnie na ziemię. A jak nie mnie, to przynajmniej moje spodnie, których się czepiała jak mała małpka. W sumie, to się jej nie dziwię. Świat musi słabo wyglądać z perspektywy (niestabilnych) 80cm.
Pomoc nadeszła od moich rodziców, którzy z tajemniczymi minami przywieźli wielkie pudło, a w nim istne cudo – kitchen helpera. To coś jak ambona dla dziecka, w której może ono nie tylko wygłaszać swoje monologi, ale też „pomagać” w kuchni, obserwować czy choćby malować. Zachwyt. Składa się go jednym ruchem na płasko. Stoi sobie przy blacie i codziennie jest w użyciu. Idealnie pasuje nam do wystroju. Jedyne, co mi się w nim nie podoba to to, że trafił do nas tak późno! Jest genialny.
Ratuje: – ideę pięciu posiłków dziennie 🙂 – pragnienie małej N., żeby widzieć co tam się na blacie wyrabia – moje nerwy – za gotowanie w stresie podziękuję – czas – każdy, kto próbował gotować przy małym dziecku wie, co mam tutaj na myśli
Do kupienia: mój model jest z Amazona – dokładnie TAKI.
Cena: ok. $130-150. Na szczęście w Polsce również pojawiają się jego odpowiedniki – na przykład TUTAJ!
3. SUSZARKA
Wiadome, że suszarka do włosów ma właściwości usypiające (choć my niestety wiemy to tylko z opowiadań 🙂 ).
Skok w bok: „DOBRA NOC czyli yeah, nie jesteśmy już zombie!”
W rekompensacie sprawiliśmy sobie suszarkę do ubrań i zostaliśmy jej fanami. To proste i wspaniałe urządzenie, które można sobie postawić na pralkę i odpuścić tym samym wieczne rozwieszanie i zbieranie prania, które mnie osobiście dobijało. Pralka kończy swoją robotę, przekładasz ciuchy do suszarki i masz spokój. Wyciągasz, składasz, tyle. Wygoda nie do podważenia.
Ratuje: – czas, czas, czas!! – miejsce na balkonie 🙂
Do kupienia: wszędzie – stacjonarnie lub przez internet. Nasz model to Electrolux EcoCare.
Ma ponad dwa lata i od tej pory pojawiło się sporo nowych. Jest też opcja kupienia pralkosuszarki, ale nie mam pojęcia, czy sensowna.
Cena: oczywiście zależy od firmy, modelu, funkcji. Nasza kosztowała ok. 1800 -1900 PLN. 4. KRZESEŁKO ROWEROWE
Są rzeczy, których po prostu nie da się z dzieckiem robić i już. Tak było u nas z rowerem. Test przyczepki skończył się ewakuacją z trasy. Krzesełko na przód było w porządku, ale na chwilę. Wygrało takie klasyczne, montowane z tyłu. Najtańsza opcja. Najlepsza opcja. Mała wszystko widzi. Na dodatek miło ją buja i zdarza jej się zasnąć (zdecydowanie polecam model z opcją odchylenia do tyłu).
Nagle okazuje się, że krzesełko za 300 zł daje zupełnie nowe możliwości. Można po pracy skoczyć do innego parku niż zwykle, na nowy plac zabaw, lody w innej dzielnicy czy do znajomych. Wybrać się za miasto i nawet coś pojeździć.
Ratuje: – od monotonii dnia codziennego, z którą usilnie walczę – rodziców, którzy tęsknią za rowerami
Do kupienia: stacjonarnie lub internet. Ja mam model Hamax Siesta, który mogę polecić. Kupiłam go w Decathlonie TUTAJ. Jest tam też spory wybór dziecięcych kasków w rozsądnych cenach.
Cena: Hamax Siesta w Decathlonie to 300 PLN i to naprawdę dobra kwota w porównaniu do korzyści, jakie daje krzesełko 🙂
Rowerującym rodzicom mogę przy okazji polecić takie okrycie, którego używamy przy wątpliwej przygodzie: Historia pewnego kocyka.
5. WÓZEK DO BIEGANIA
Będę powtarzać jak zdarta płyta 🙂 Warto! Warto! Warto! O bieganiu z dzieckiem jest na tym blogu cała sekcja – O TUTAJ.
Spodoba Ci się, jeśli tak jak ja szukasz sposobu na pogodzenie wychowania malucha z pasją do sportu. Spodoba Ci się, bo to wciąga – pod warunkiem, że masz w sobie trochę determinacji i uporu.
Ratuje: – czas! 2w1, dziecko może spać na świeżym powietrzu, a Ty – trenować – sylwetkę – poczucie własnej wartości – sportową pasję – umysł, który będzie Ci bardzo wdzięczny za jego odświeżenie
Do kupienia: przez internet i w pojedynczych sklepach stacjonarnych. Polecam Wozimysie.pl – na hasło „runwithmum” obowiązują tutaj specjalne zniżki, o których możesz poczytać w TYM POŚCIE.
Cena: nowe wózki to wydatek rzędu 1500-2400 PLN. Przy niewielkim budżecie warto rozejrzeć się za używką – niektórzy sprzedają je w naprawdę dobrym stanie.
***
Tak wygląda moja złota piątka. Daje mo to, co najważniejsze – CZAS i możliwość spędzania go tak, jak lubię, aktywnie. Masz takie swoje “ułatwiacze”? Przyznaj się szybko jakie! 🙂
Ostatnie posty
Zobacz wszystkieDziki Zachód czy american dream? Kolejna odsłona amerykańskiej rzeczywistości. Tym razem będzie lekko bezwstydnie, bo zabieram Was po...
Comments