top of page
Natalia Ligenza

DZIEŃ DLA SIEBIE! Fotorelacja.

Tylko szczerze: kiedy ostatnio miałeś czas TYLKO dla siebie? I robiłeś TYLKO to, na co masz ochotę?

Próbowałam sobie przypomnieć. Były przedłużone o dzień lub dwa weekendy i tydzień nad polskim morzem, które pokazało się nam z najzimniejszej strony. Ale! Nie umiałam skojarzyć dnia, gdy miałam 100% decyzyjności, co chcę robić. I nie mówię tu o niczym wzniosłym, tylko zwyklaku. Zwykłym Dniu dla Siebie.

Należę do coraz szerszego grona “egoistycznych” matek, które potrafią bez łez w oczach oddać niemowlę w ręce taty i oddalić się gdziekolwiek za oddechem (w tych najtrudniejszych dla mnie momentach zbawienne bywało nawet siedzenie na osiedlowej ławce ze wzrokiem tępo witym w piaskownicę albo – tu już byłam na skraju – wizyta po cokolwiek w Żabce!). Wracając prędko do meritum – miewam Chwile dla Siebie. 30min na hennę, okienka na trening, czas wczesnoporanny lub późnowieczorny.

Ale chwila ma to do siebie, że trwa tylko chwilę. Zachciało mi się całego dnia i postanowiłam go sobie podarować w prezencie, wypisując wniosek o urlop 🙂 Rozbroiło mnie, jak niewiele mi teraz do szczęścia potrzeba!

Ależ ja byłam rozpuszczona w LO/na studiach/przed małą N! Klasyk, że tego nie doceniałam. To były banały: film wieczorem, zero planu, impreza w środku tygodnia, wszystko-wszystko.

Założyłam, że w ten Dzień dla Siebie: – nie zrobię NIC, co wiąże się z obowiązkami – nie rozładuję nawet zmywarki, ba, nawet ubranie wybiorę takie, które nie wymaga prasowania 😉 – spędzę czas SAMA – nie będę odbierała telefonów poza tymi, o których wiem, że mogą być superpilne – postaram się sobie sprawić jak najwięcej drobnych przyjemności

Mam dla Ciebie małą fotorelację. Baardzo Cię namawiam na taki jeden dzień. A jak się da, to i więcej 🙂

ZACZĘŁAM DZIEŃ, JAK CODZIEŃ….

Wstałam o 5. Udaje się od miesiąca i przysięgam, że NIGDY wcześniej nie robiłam tego z własnej woli wcześniej niż o 7!!

Zgodnie z moim rytuałem, wypiłam ciepłą wodę z cytryną i miodem (warto zalać go na noc ciepłą wodą, a rano tylko uzupełnić – będzie dzięki temu o wiele bardziej odżywczy). Zrobiłam medytację (włączyłam do rutyny w pakiecie ze wczesnym wstawaniem) i zabrałam się za ćwiczenia. Jestem w bezpośrednich przygotowaniach do maratonu, więc skupiam się na ćwiczeniach na mięśnie głębokie (core stability). Do tych, które robię starcza ciężar własnego ciała i duża piłka.

Na śniadanie zjedliśmy “nutellową” jaglankę – kakao, gorzka czekolada, trochę syropu klonowego i prażone orzechy laskowe.

Odprowadziłam N do żłobka i znalazłam się w sytuacji, w której nie byłam od wieków – sama w domu, mając przed sobą CAŁY DZIEŃ.


POSZŁAM W MIASTO…

Najbardziej brakuje mi teatru, kina, wyjścia na imprezę i generalnie bycia na mieście, gdy jest późno. Uwielbiam nocne życie…

Jeszcze to sobie odbiję, a tymczasem zebrałam się szybko i wyszłam z domu na jesienne słońce. Żadnego wpatrywania się w zegarek czy komórkę – to był kolejny warunek. Telefon wzięłam głównie do robienia zdjęć. Poczytałam książkę, kupiłam gazetę i podjechałam metrem na stację Centrum Nauki Kopernika, nad Wisłę. Uznałam, że przemieszczanie się autem zupełnie nie pasuje do mojej niewyszukanej koncepcji tego dnia 🙂


POKRĘCIŁAM SIĘ PO POWIŚLU…

O tej porze spotykałam głównie studentów i miałam jakąś dziwną przyjemność z wyłapywania szczątków ich rozmów 😉 Pomyślałam nawet, żeby cały dzień kręcić się wśród nich i łapać inspiracje na teksty. Wpadały mi do głowy jeden po drugim. Snułam się po uliczkach starając się, by robić to NORMALNYM krokiem, a nie moim standardowym, na turboprzyspieszeniu. W końcu weszłam do jednej z wielu zachęcających kawiarni. To miał być dzień luzu, więc zamówiłam mochę i naleśnika z porzeczkową konfiturą. Zasłodziłam się na amen 😉


ROZSIADŁAM SIĘ POD DRZEWEM…

Od dawna marzyła mi sie okazja, by móc pisać w ciągu dnia. Po całym dniu pracy, opieki nad N i treningów ciężko mi czasem sklecić choćby jedno zdanie, a wena ledwo zipie. W knajpie nie umiałam się skupić, bezwiednie podsłuchując ludzi przy stolikach obok 😉 Zebrałam się więc do parku obok. Żadna ławka mi nie przypasowała, więc usadowiłam się pod drzewem na trawie. Było bardzo miło poza momentem, gdy odkryłam, że łazi po mnie obrzydliwa gąsienica 😉


POSZŁAM NAD WISŁĘ…

Gdy napisałam sobie tekst, który przyszedł mi akurat do głowy, ruszyłam dalej nad Wisłę. To podobno ostatni ciepły weekend tego roku i ciągnęło mnie jakoś do wody. W międzyczasie słońce zaszło, ale nic nie było w stanie zabrać mi przyjemności tego dnia 🙂

Snułam się po bulwarach, robiłam zdjęcia i myślałam o czymkolwiek. Pomijając jakiekolwiek stresujące, palące czy martwiące mnie tematy.


USIADŁAM NA SCHODACH ZE STUDENTAMI 🙂

Coś tam jeszcze popisałam, poczytałam i pokminiłam…


…I WRÓCIŁAM, BO STARCZYŁO MI JUŻ TEJ SAMOTNOŚCI 🙂

Dzień zakończyliśmy już we troje. Odebrałam małą N. wcześniej, zapakowałyśmy prezent na Dzień Chłopaka i zgarnęłyśmy naszego chłopaka do knajpy z greckim menu i bez greckiego klimatu 😉 N śpiewała non stop jakąś piosenkę o chłopcach ze żłobka, P cieszył się ze święta, o którym oczywiście nie pamiętał, a ja zrobiłam mocne postanowienie, by raz na jakiś czas wyrwać się z transu codzienności i zrobić coś zwykłego, ale INNEGO.

Potrzebujesz też takiego dnia? Jak go spędzisz? 🙂


2 wyświetlenia

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page